Godziny dla seniorów, znane z wiosennego lockdownu, ponownie obowiązują od 15 października. Między godziną 10 a 12, od poniedziałku do piątku, w sklepach mogą przebywać tylko osoby 60+. Na takie rozwiązanie narzekają właściciele małych sklepów, którzy twierdzą, że spowodowało ono znaczny spadek przychodów.
Nie da się ukryć, że przez te dwie godziny w ciągu dnia miasta wydają się wymarłe. Jest po prostu pusto. Nawet w największych sklepach ruch jest niewielki. W związku z tym wiele sklepów bez problemu obsługuje też osoby młodsze, ponieważ jest to dla nich nic innego, jak zysk. Ten przestój w ruchu wykorzystuje się również w celu przyjmowania dostaw towaru. Seniorzy są przyzwyczajeni do wczesnego wstawania, więc te godziny powinny być w godzinach porannych, a nie południowych.
Godziny dla seniorów zostały wprowadzone w sklepach spożywczych, aptekach, drogeriach oraz punktach pocztowych.
Narzekają przede wszystkim sklepy spożywcze, których powierzchnia nie przekracza 300 metrów kwadratowych. Badanie przeprowadzone przez agencję CMR wskazuje, że w okresie między 19 października a 8 listopada, w czasie godzin dla seniorów, zarejestrowano zaledwie 10% transakcji. W czasach sprzed pandemii ten przedział czasowy również nie powalał, ponieważ wówczas było to 12%, jednak teraz każdy klient jest na wagę złota.
Różnica tkwi jednak w wydawanych kwotach. Różnica średnich przychodów w czasie trwania godzin dla seniorów w porównaniu z godziną po ich zakończeniu wynosi dla sklepów spożywczych aż 24%. Nie dziwi więc, że ich właściciele narzekają. Tę, jak i wiele innych kwestii można było po prostu rozwiązać inaczej – mądrzej.
Tym bardziej że wielu osobom, które są młodsze, wygodniej jest np. wejść do piekarni po drodze. Teraz jednak nie mogą tego zrobić, bo może się to wiązać z wysoką karą finansową za łamanie obostrzeń. Nawet gdy na ulicach i w sklepach jest pusto.
Źródło: biznes.wprost.pl