Według Forum Obywatelskiego Rozwoju za szybki wzrost inflacji odpowiadają przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej związani z PiS. Efekt? Oszczędności Polaków są dużo mniej warte niż na początku roku.
Oczywiście wszystko to jest pokłosiem pandemii koronawirusa, która mocno uderzyła w gospodarkę. Teraz wszystkie decyzje rządu oraz podległych mu instytucji wpływają na finanse obywateli.
W kwietniu, kiedy zakładano, że wirus szybko ustąpi, prezes NBP, Adam Glapiński, wraz z premierem Mateuszem Morawieckim przekonywali – a nawet ostrzegali – że rodzimej gospodarce grozi deflacja, czyli spadek ogólnego poziomu cen. Okazało się jednak, że roczna inflacja w pierwszej połowie 2020 roku jest najwyższa od ośmiu lat. Co więcej, jak zauważa Forum Rozwoju Obywatelskiego, ceny przez pierwsze siedem miesięcy wzrosły o niemal 2%.
Lepiej nie będzie. Jesteśmy w trójce krajów, które przewodzą tej niechlubnej stawce. Obecnie jesteśmy na trzecim miejscu – za Rumunią i Czechami. W przyszłym roku będziemy jednak pierwsi. Razem z Rumunią i Węgrami.
Inflacja mocno obniża realną siłę nabywczą pieniądza. To oznacza, że za tę samą kwotę możemy kupić mniej niż dotychczas. Co więcej, konta oszczędnościowe i lokaty również nie będą stanowić już zabezpieczenia na gorsze czasy, ponieważ stopy procentowe w większych bankach spadły niemal do zera. To oczywiście skutek pandemii COVID-19 oraz środków zapobiegawczych wdrożonych przez NBP.
Zatem niższe stopy procentowe NBP bezpośrednio przedkładają się na dwa czynniki – niższe oprocentowanie lokat oraz niższą podaż pieniądza. Jak zauważa FOR „niższe stopy oznaczają większą dostępność kredytu, co powoduje, że klienci zwiększają zakupy i wydatki finansowane kredytem, wskutek czego ogólny poziom cen rośnie. Dlatego też w reakcji na rosnącą inflację organy odpowiedzialne za politykę pieniężną zwykle podnoszą stopy procentowe. Czynią to po to, by zmniejszyć dostępność kredytów na rynku i tym samym zdławić inflację”.
W Polsce jednak nie postanowiono zrobić takiego kroku. W efekcie, od początku kadencji Adam Glapińskiego, przeciętna lokata – po uwzględnieniu inflacji i podatków – zaliczyła stratę na poziomie 4%. Jednak nawet i bez lokowania oszczędności w bankach widać, że nasze portfele stają się coraz bardziej obciążone. Ceny rosną, zarobki stoją w miejscu lub są obniżane – to skutkuje tym, że realnie stać nas na coraz mniej, niż w ubiegłych latach.
Źródło: rp.pl