W końcu stanie się to, o czym mówiono od dawna. Będzie pełne oskładkowanie umów zleceń. Umowy o dzieło pozostają na razie bez zmian.
Stała się również inna kwestia. Okazało się bowiem, że ogromna dziura budżetowa nijak nie spina się z rządowym rozdawnictwem czy obniżeniem wieku emerytalnego. Aby to wszystko opłacić, trzeba sięgnąć do kieszeni podatników. Oczywiście, oskładkowanie tzw. umów śmieciowych z punktu widzenia pracownika jest dobre pod kątem emerytalnym czy ubezpieczeniowym, jednak może się okazać, że już nie tak korzystne, jeśli chodzi o wypłaty.
Jak zauważają eksperci, może się okazać, że długoterminowo to rozwiązanie będzie dobre. Problem polega jednak na tym, że zmiany te są wprowadzane w bardzo newralgicznym momencie. Gospodarka wciąż nie może się podnieść po lockdownie spowodowanym pandemią. Oskładkowanie umów cywilnoprawnych teraz może skutkować – po pierwsze – niższymi wypłatami przez zwiększenie kosztów pracy i – po drugie – wzrostem szarej strefy.
Pierwsze głosy na temat oskładkowania „śmieciówek” pojawiły się w 2019 roku. Teraz jednak pewne jest, że od 2021 pomysł wejdzie w życie. To oznacza, że od nowego roku każda umowa zlecenie będzie w pełni opodatkowana i oskładkowana – jak umowa o pracę. Do tej pory, jeśli zleceniobiorca miał kilka umów, składkom podlegała tylko pierwsza z nich. Od stycznia już też każda kolejna.
Co więcej, premier Mateusz Morawiecki walczy o zniesienie limitu składek. Chodzi o 30-krotność. Morawiecki chciałby, aby każdy płacił składki, bez względu na to, ile zarabia. Dzięki temu do budżetu państwa rocznie wpłynęłoby dodatkowe ponad 5 mld zł.
Rząd szuka pieniędzy gdzie tylko może. Już wiadomo o nowych podatkach – jak podatek cukrowy oraz planowany podatek od deszczu. Rosnące zadłużenie państwa, ogromna dziura budżetowa i hojne plany socjalne – to wszystko sprawia, że pieniędzy zaczyna brakować. Przy stale rosnącej inflacji może się okazać, że już niedługo będzie nas stać na jeszcze mnie dóbr niż obecnie.
Źródło: wyborcza.biz