Jak pisze Rzeczpospolita, Polacy porzucają prywatne pakiety medyczne na rzecz ubezpieczeń zdrowotnych. Zauważa przy okazji, że niedługo mogą się one im bardzo przydać, ponieważ… się nie badają. Paradoksalna sytuacja jest spowodowana oczywiście pandemią koronawirusa.
Gros prywatnych ubezpieczeń pochodzi z tzw. pakietów pracowniczych. Jeśli zatrudnienie jest redukowane, ma to wpływ również na prywatne przychodnie lekarskie. Należy jednak zauważyć, że poza tym rezygnację z pakietów składają klienci indywidualni, którzy są niezadowoleni z opieki w trakcie pandemii. Obecnie spadek wynosi ok. 1%, jednak dopiero na przełomie 2020/21 będzie można ocenić realny ubytek.
Co istotne, pakiety zdrowotne w prywatnych klinikach są dla wielu jedynie dodatkiem do państwowej opieki zapewnianej przez NFZ. Jak się jednak okazuje, pacjenci nie korzystają również z niej. W obu przypadkach powody są podobne – niemożność umówienia się na wizytę, strach lekarzy przed zakażeniem, trudności z uzyskaniem teleporady albo teleporady jako recepta na wszystko.
Gazeta przytacza przykład 40-letniej pacjentki z Warszawy, która skarży się, że wizyta u prywatnego ginekologa trwała cztery minuty, ponieważ lekarka bała się zakażenia koronawirusem. Problem był o tyle poważny, że przepisane leki nie zdawały egzaminu i – jak się okazało po wizycie u innego lekarza – potrzebna była operacja.
To wszystko sprawiło, że Polacy zwrócili się w stronę ubezpieczeń zdrowotnych, które dają szersze możliwości leczenia. Przede wszystkim w większej liczbie ośrodków. W pierwszej fazie lockdownu wzrost zakupionych polis był o 13,1% wyższy niż rok wcześniej. Polacy wydali pół miliarda złotych na zabezpieczenie swojego zdrowia.
Może się jednak okazać, że niechęć do regularnych badań – tak ze strony pacjentów, jak i niektórych lekarzy – może skutkować bardzo dużymi problemami w niedalekiej przyszłości.
Źródło: Rzeczpospolita