Całkowity lockdown tylko w miastach?

0 131
68 / 100

Na czwartkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki mówić, że z całkowitym lockdownem trzeba się wstrzymać tak długo, jak to możliwe. Wtóruje mu minister finansów, Tadeusz Kościński, który stwierdził, że byłby to najczarniejszy scenariusz. Rozważa jednak lokalny lockdown dużych miast.

– Nie można wykluczyć, że kolejne sektory będą przez jakiś czas zamknięte – powiedział w czwartek, w Programie I PR, minister finansów, Tadeusz Kościński. Zaznaczył, że kluczowe będą najbliższe dni, a konkretnie liczba zakażeń koronawirusem. I dodał, że być może trzeba będzie wprowadzać lockdown lokalnie, w dużych miastach.

Minister finansów podkreślał, że ma szczerą nadzieję, że uda się w Polsce uniknąć ogólnokrajowego lockdownu. Według Kościńskiego przyniosło by to więcej szkód, niż pożytku. – To byłby najczarniejszy scenariusz – powiedział i dodał, odwołując się do innych krajów w Europie, że „w tym momencie już niczego nie można wykluczyć”. Czeka nas bardzo niepewny czas. Trudno też stwierdzić, czy lockdown nie będzie próbą pokojowego stłumienia protestujących Polaków, którzy mają dość obecnych rządów.

W rozmowie Kościński odniósł się do tego, że obecnie najbardziej obostrzenia odczują sektory gastronomii, rozrywki, targowy, filmowy, a także siłownie, kluby fitness czy sprzedaż detaliczna na targowiskach. Przypomniał jednocześnie, że „dla tych branż jest przygotowana tarcza branżowa”. Ma z niej skorzystać ok. 170 tys. firm, w tym 370 tys. pracowników.

Przypomnijmy, że w skład tarczy wchodzą m.in. zwolnienie ze składek ZUS czy świadczenie postojowe dla firm, które muszą zatrzymać swoją działalność. – Rozważamy, by do tego pakietu dołączyć także tzw. mikropłatności i wdrożymy też odroczenie płatności składek PIT przez pracodawców na sześć miesięcy – żeby pracodawcy w tych sektorach mieli jak największą płynność – mówił minister finansów.

Tadeusz Kościński poruszył również temat deficytu budżetowego, który pojawia się w przypadku tarcz dla gospodarki. Mówił, że deficyt ma wynieść 109 mld, ale na rachunkach finansów publicznych jest 120 mld, więc tak naprawdę sytuacja finansowa jest bardzo dobra.

– To nie jest tak, że mamy jakiś kłopot z finansami publicznymi. Chodziło o stworzenie poduszki finansowej – te pieniądze z deficytu będą wykorzystane na ratowanie polskiej gospodarki, ale też w znaczącej części, żeby rozkręcić gospodarkę – np. zostaną przeznaczone na inwestycje publiczne – powiedział.

Jednocześnie zapewnił, że żadne programy społeczne i socjalne nie zostaną okrojone ani zawieszone. Stwierdził też, że nie będzie dużego wzrostu inflacji. – Do końca tego roku inflacja wyniesie 3,3%, a w przyszłym to będzie ok. 1,8% – zakończył.

Źródło: money.pl, Program I PR

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.