Tarcza antykryzysowa miała pomóc przedsiębiorcom przetrwać najgorsze, pierwsze miesiące pandemii. Teraz jednak okazuje się, że bardzo trudno będzie skorzystać z maksymalnego umorzenia przyznanych kwot. Tylko nieliczne mikro, małe oraz średnie przedsiębiorstwa będą w stanie spełnić warunki do tego konieczne.
Ze 100 mld zł przeznaczonych na wsparcie gospodarki, aż 75 mld zł powędrowało właśnie do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. Bankowi analitycy zauważają, że to właśnie im będzie najtrudniej o umorzenie. Warunki, które muszą spełnić, są bardzo wygórowane. To bardzo dziwne zagranie ze strony rządu, ponieważ to firmy nie są w stanie wygenerować tak wielkich zysków, jak potężne korporacje. Dlaczego więc robić im pod górę?
Jakie są wytyczne? W przypadku mikrofirm mowa o kontynuowaniu działalności przez 12 miesięcy – wtedy przysługuje 25% umorzenia, a kolejne 50%, jeśli utrzymają zatrudnienie na średnim poziomie przez taki sam okres. U małych i średnich firm dochodzi do tego poniesienie straty na sprzedaży. Wtedy można liczyć na 75% umorzenia.
W liczbach wygląda to następująco – wariant optymistyczny zakłada zwrot 15,1 mld zł, pesymistyczny natomiast aż 45,4 mld zł. Są jeszcze opcje pośrednie. Utrzymanie zatrudnienia bez utraty przychodu poskutkuje zwrotem 25,6 mld zł, utrata przychodu przy jednoczesnym zwalnianiu pracowników to 34,9 mld zł do zwrotu, a jeśli wszystkie warunki spełni się częściowo, wtedy do zwrotu będzie 21,8 mld zł. Spłata ma być rozłożona na 24 raty.
Według ekonomistów poziom umorzeń określi przełom 2020/21. Wtedy będzie można mówić o rzeczywistych możliwościach spełnienia poszczególnych warunków. Szacuje się, że umorzenia będą się kształtować na poziomie 64-75%, jednak jednocześnie trudno jest faktycznie ocenić jak będzie się kształtowała gospodarka w najbliższych miesiącach. Mimo wszystko, dla pewności, firmy powinny zaciskać pasa, aby mieć z czego zwracać pieniądze.
Źródło: businessinsider.pl