Jacek Sasin, wiceprezes Rady Ministrów oraz szef resortu aktywów państwowych ogłosili, że z dniem 9 czerwca zostanie wstrzymane wydobycie w 12 kopalniach. Zawieszenie ma trwać przez najbliższe trzy tygodnie. Jak to kolejne zawirowanie około koronawirusowe wpłynie na ogólną kondycję gospodarki oraz na ceny prądu w drugiej połowie 2020 roku?
Trudna sytuacja na Śląsku
Klimat panujący w kopalniach doskonale sprzyja rozprzestrzenianiu się koronawirusa, stąd województwo śląskie przejęło niechlubną pałeczkę lidera w statystykach zachorowań na COVID-19. Według najnowszych danych – co trzecia zakażona osoba w Polsce – mieszka właśnie na Śląsku. Najbardziej dotkniętą grupą społeczną stali się górnicy, wśród których jest ponad 5 tysięcy zarażonych. Trudna decyzja dotycząca wstrzymania wydobycia w polskich kopalniach, ma zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się niebezpiecznego wirusa.
„Niestety, charakter pracy w kopalniach spowodował, że te środki (zaradcze – przyp. red.) nie mogły okazać się całkowicie skuteczne. Doszło do zarażeń i wtedy zareagowaliśmy bardzo szybko, zostały wprowadzone masowe badania” – skomentował decyzję Jacek Sasin.
Pełne świadczenia dla poszkodowanych górników
Wszyscy górnicy, których dotknie tymczasowe zamknięcie kopalń, mają otrzymać świadczenie postojowe w wysokości 100% wynagrodzenia.
„Co ważne, ustaliliśmy również, że wszyscy górnicy za ten okres postojowego, otrzymają 100 procent wynagrodzenia, czyli nie poniosą żadnych strat finansowych, strat ekonomicznych. Bardzo nam zależało na tym, żeby górnicy nie byli ekonomicznie karani za to, że w kopalniach doszło do zarażeń, które skłoniły nas do podjęcia takich decyzji” – dodał Sasin podczas zorganizowanej konferencji prasowej.
Nie zgadza się z tym związek zawodowy „Solidarność” i żąda, by Mateusz Morawiecki osobiście zaczął nadzorować polskie górnictwo.
Jak podkreślają związkowcy – „Informacja, jakoby decyzja szefa resortu aktywów państwowych była wynikiem consensusu ze stroną związkową, jest nieprawdziwa”. Uważają oni, że takie wstrzymanie wydobycia, doprowadzi w konsekwencji do całkowitego upadku polskiego górnictwa.
W liście „Solidarności” padły znamienne słowa – „[…] żeby górnicy po tak długiej przerwie mieli do czego wracać, kopalnia musi działać co najmniej na 50 proc. swoich mocy […]”.
Związkowcy wskazują także, że obecnie nie wprowadzono ustaw, które gwarantowałyby wypłacanie świadczeń z państwowych pieniędzy. Jeśli Polska Grupa Górnicza miałaby wypłacać wynagrodzenia przy całkowitym zaprzestaniu wydobycia, to według związkowców spowodowałoby to miesięczną stratę na poziomie 500 mln złotych.
Okresowy spadek popytu na surowce oraz energię i co dalej?
W konsekwencji epidemii koronawirusa, znacząco spadło zapotrzebowanie na paliwa stałe i energię elektryczną. Można było to zaobserwować, przyglądając się wykresom ze średnim kosztem prądu. Cena na rynku kontraktów rocznych znacznie spadła, co zostało spowodowane obniżeniem unijnego podatku od emisji CO2.
Niestety, każdy medal ma jednak dwie strony – znacznie obniżony popyt na energię oraz ograniczenie wydobycia węgla powodują, że spółki energetyczne tracą stopniowo płynność finansową. Może to doprowadzić do próby wymuszania na klientach określenia minimalnego miesięcznego zużycia prądu oraz maksymalnego skrócenia odroczonych terminów płatności za energię elektryczną.
Trudna do przewidzenia w skutkach może okazać się też sytuacja, gdy gospodarka powróci do poziomu sprzed ograniczeń związanych z epidemią, a kopalnie nadal pozostaną zamknięte. Brak podaży węgla dla elektrowni, przy jednoczesnej presji popytowej na różne towary, wytwarzane przy udziale energii elektrycznej, może odwrócić trend i doprowadzić do skokowego wzrostu cen prądu. Szansą na uniezależnienie się od popytowo-podażowych zawirowań w obszarze energetyki węglowej, jest dynamiczne rozwijanie OZE i zwiększanie ich udziału w łącznym zużyciu energii w Polsce.